Imagini
ContribuieRecenzii
Contribuiți la feedbackWystrój jest mega! Jest bardzo klimatycznie i miło. Jedzenie też jest bardzo dobre. Wpadam tam często ze znajomymi i oni też bardzo lubią to miejsce
Moje kulinarne odkrycie. Bibenda prezentuje się na warszawskiej scenie kulinarnej już od kilku lat, a mi udało się tu dotrzeć dopiero teraz. Koncepcja małych dań stworzonych do dzielenia. Frytki z polenty z pikantnym sosem, plastry buraka i pomarańczy z labneh, dynia i seler w obłędnym (100/10) maśle szałwiowym. Wszystko lekkie i świeże. Idealnie trafione w mój gust. Miejsce na niezobowiązujące spotkanie. Wnętrze gwarne i wypełnione po brzegi. Wieczorami w weekendy zdarza się, że trzeba poczekać na stolik
Bibenda kusiła mnie już od dłuższego czasu... i w końcu się udało zawitałam w jej progi! Generalnie zostawiła pozytywne wrażenie. Bibendowa karta menu jest zwięzła, ale nie przeszkadza to dość mocnemu zróżnicowaniu dań pochodzących z różnych stron świata. W karcie potrawy podzielono nie według przystawek dań głównych, lecz na zimne i ciepłe. Pomysł ciekawy, po cenach można się zorientować co jest przystawką/dodatkiem, co głównym daniem. Na naszym stole pojawiły się dania lunchowe (zupa dyniowa rodzaj bulionu z wszystkim, co dobre i zielone oraz udko marynowane w miodzie na cieciorce) i gnudi z domowej ricotty. Długo łamałam się również nad opcją lunchową vege (tego dnia był to batat zapieczony z serem korycińskim na sosie pomidorowym), ale moim wyborem było gnudi właśnie. Nie zawiodłam się. Może na pierwszy rzut oka porcja nie wydawała się ogromna, ale powiedziałabym, że była wielkościowo w punkt. Gnudi były wypełnione dosłownie po brzegi ricottą rozpływającą się w ustach. Jedyne co bym dodała do tego dania to jakiekolwiek warzywo lub nawet pokusiłabym się o zamianę palonego masła na sos warzywny. Dania lunchowe podobno były poprawnie smaczne. Prezentowały się dobrze, dość tradycyjnie. Lokal nie jezt ogromny. Spodobało mi się drewno na podłodze i okno wychodzące na podwórze. Obsługa była uprzejma, nienarzucająca się, lecz gotowa doradzić i udzielić potrzebnych informacji.
Co prawda z łaciny na studiach miałem tróję – choć w pierwszym terminie, co w pewnych gronach zapewnia szacunek – to pamiętam, że bibe to “pić”, a bibenda oznacza “pijany”. Zacna etymologia! Choć spodziewałbym się raczej coctail baru… Nie będę tu udawał niewiniątka, nie przeżyję z wami zaskoczenia udaną kartą – Bibendę znam od lat czterech i to właśnie z okazji tej rocznicy mogłem spotkać się z Konstancją (Pańska Skórka), Karoliną (Na Ostrzu Języka) i Natalią (Pogromca Kuchni) na kolacji rocznicowej.
Miałam okazję ostatnio spróbować nowej odsłony karty. Skosztowałam: kuskusa perłowego, marynowanego i smażonego dorsza skrei, pieczonego batata z serem labneh, pieczonych ziemniaczków z kurkumą oraz pieczonych warzyw korzeniowych. W większości przypadków dania były smaczne. Najbardziej smakowały mi sałatka z kaszą na zimno, towarzyszył jej pyszny, wyrazisty jogurt kolendrowy oraz zawierała chrupiące dodatki; oraz pieczony batat. Warzywa korzeniowe były smaczne, ale bardzo nierównomiernie posolone. Niektóre kawałki były wręcz nie do przełknięcia. Marynowany dorsz miał bardzo niewyraźny smak. Z chęcią wrócę, gdyż jest to niezwykle przyjemna restauracja z dużym potencjałem, jeśli chodzi o serwowane tam dania. Można trafić na prawdziwe perełki. Widziałam też, że w niedzielę serwują niezwykle apetycznie brzmiące brunche.
Meniu complet
Mai multe informații
Link cu cod QR către meniu
![QR-code link către meniul Bibenda](https://eeur-cdn.menulist.menu/storage/media/companies_qr_codes/79732434/bibenda-qr-code-menu-link.png)